krzysztofmroczko krzysztofmroczko
404
BLOG

Czytajcie Hłaskę każdego dnia

krzysztofmroczko krzysztofmroczko Kultura Obserwuj notkę 12
 

W tym tygodniu mieliśmy 81 rocznicę urodzin Marka Hłaski. Do tego twórcy mam sentyment ogromny, jego lektura w liceum była czymś zupełnie odmiennym od tego, co proponowało ministerstwo i nauczyciele. To były książki naprawdę przeżywane, z całą egzaltacją i powagą szesnastolatków. Kilka słów o tym, co zostało mi z tamtych czasów. Kolejność dowolna całkowicie.

Marek Hłasko

Marek Hłasko

Sonata marymoncka - niby socrealizm, a jednak jakiś taki dziwny, ponury, nie niosący wyzwolenia jednostki w najlepszym z możliwych systemów. Niby dydaktyczny i w sumie trochę oddany komunistycznej władzy, a przecież tak obrazoburczy wobec niej. Ciemny, brudny, zły, pijany, biedny – obraz robotnika w tej książce porusza do głębi. Hłasko wiedział, co pisze i o czym. Po kilku latach pracy jako kierowca ciężarówki doskonale wiedział, co czuje pracownik fizyczny w swoim państwie w chwili, gdy przelicza nędzne grosze wypłaty. Wiedział też, jak i ile kraść, by w sobotę dołączyć do milionów facetów topiących swój smutek i żal w podłej wódce.

Ósmy dzień tygodnia - kiedy ma się kilkanaście lat wierzy się w miłość po grób, gloryfikuje to uczucie, pisze wiersze do ukochanego/ukochanej. Spełnieniem miłości może być seks. W Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nie było łatwo, ale można ten utwór odbierać uniwersalnie. Zmieniły się nieco dekoracje, pozostał jednak brud, choćby ten obecny w sieci. Seks czy miłość nie są już na ołtarzach wznoszonych ze słów młodzieńczych i panieńskich naiwnych poezje , występują dziś jedynie na ekranach, dostępne dla każdego dziecka. Mówienie zaś o uczuciu naraża na śmieszność i drwiny w gimnazjalnej toalecie. W najlepszym razie, bo przecież może być jeszcze powodem do prześladowań w sieci. Podniosłość nie istnieje, liczy się tylko to co tu i teraz, silniejszy wygrywa.

Następny do raju - to powieść łącząca przytoczone powyżej dwie. Są robotnicy, którzy wcale nie budują ojczyzny robotników i chłopów, a po prostu chcą przeżyć w trudnym czasie we wrogim sobie systemie. Uczucia w tym kraju nie istnieją, życie nie ma żadnej wartości. Znów tylko pustka, brud i zezwierzęcenie. Czasem jeszcze zdarzają się chwile uniesień, człowieczeństwo na chwilę wraca, dawno zapomniane marzenia ożywają po kolejnej wódce w dzień wolny. Potem jednak następuje poniedziałek, bezsens źle opłacanej i w ogóle niedocenianej pracy, w której można jedynie stracić życie, powraca z całą siłą. Tak silną, że spychającą w przepaść. Dosłownie.

Piękni dwudziestoletni - najlepsza dla mnie książka Marka Hłaski. Inne opowiadają o życiu w ogóle, ta opowiada o życiu samego autora. Oczywiście, to także elementy fikcji, trudno byłoby zakładać, że pisana była bez elementów autokreacji. Niemniej jednak jedna z lepszych książek o życiu w PRL w latach 50. ubiegłego wieku. Nawet, jeśli część przywoływanych wydarzeń jest zwyczajnie zmyślona. To także książka chyba najbardziej optymistyczna, działająca zgodnie z zasadą opisaną w psychologii jako „błękitnienie wspomnień”. Z perspektywy czasu każdy z nas gloryfikuje swoją młodość. Tylko to nam zostało w chwili, gdy orientujemy się, że bliżej już do śmierci, a nasze dokonania są równie istotne jak wygląd zeszłorocznego śniegu.

Drugie zabicie psa - jedyna powieść emigrancka w tym zestawie. A ściślej – jedyna nie traktująca o Polsce, bo przecież wspomniena wyżej książka Piękni dwudziestoletni też została napisana poza granicami kraju. Jednak to powieść wyjątkowa, pokazuje bowiem przejście Hłaski od opisywania beznadziei życia w PRL do zauważenia, że życie jest po prostu kiepskie, niezależnie od szerokości geograficznej, towarzystwa, uczuć, kariery czy czegokolwiek innego. Jeśli miałbym dawać jakieś etykietki, to właśnie tutaj Hłasko staje się polskim egzystencjalistą, najwybitniejszym albo może po prostu jedynym. Podejmowane przez jego bohaterów próby ocalenia samych siebie są z góry skazane na klęskę, ale liczą się właśnie one. Tu już dłużej nie można zwalać winy na komunistyczny reżim, świat zwyczajnie nie ma sensu, rządzi nami przypadek. To, co zrobimy, w ostatecznym rozrachunku ma sens tylko i wyłącznie dla nas. Jeśli czytaliście Camusa, wiecie o co chodzi.

Krótki to zbiór, ale na pewno definiujący pewien szczególny rodzaj w literaturze. Znów, podobnie jak choćby z Gombrowiczem, smutek pozostaje tylko taki, że Hłasko pisał po polsku. W innym języku, w innych okolicznościach, byłby pewnie laureatem literackiego Nobla. Niewykluczone jednak,  że taka osobowość literacka mogła się narodzić tylko w mroku stalinowskiej nocy i w krótkotrwałym brzasku odwilży. Poza Polską Hłasko zwyczajnie umiera.

 

Wrocławianin z urodzenia i przekonania. Myślę szybko, nie owijam w bawełnę. Nadal wierzę w dziennikarstwo obywatelskie, dlatego prowadzę portal osiedlowy Wrocław Leśnica Info. Tutaj już nie piszę o polityce, zostawiam to hunwejbinom i sekretarzom. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura